Motocykl przekroczył prędkość. Wykroczenie dostrzegł jednak fotoradar. Wykonał zdjęcie pojazdu z przodu i tyłu. Funkcjonariusze ITD dysponują zatem numerem rejestracyjnym, a więc są w stanie odnaleźć właściciela pojazdu. Kierują zatem do niego korespondencje, w której proszą go o wskazanie osoby dysponującej w danym czasie jednośladem.
Większość fotoradarów i OPP robi zdjęcia pojazdów tylko z przodu. Choć to akurat zaczyna się zmieniać. Nowe urządzenia otrzymują dodatkowe aparaty "łapiące" również tył pojazdu. Powyższy scenariusz jest zatem możliwy.
Właściciel musi wskazać kierowcę. Wyjścia nie ma
Jeszcze kilka lat temu właściciel motocykla mógł się zasłaniać niepamięcią, a służby nie były w stanie wykazać, że to np. właśnie on prowadził. Na zdjęciu widać bowiem jedynie kogoś w kasku. Nie da się go zidentyfikować. Teraz taki sposób postępowania nie jest możliwy. Powód? W przypadku, w którym właściciel nie będzie chciał lub nie będzie w stanie wskazać osoby, która prowadziła motocykl w danym czasie, to on dostanie mandat karny. Ile będzie on wynosił?
Niewskazanie wbrew obowiązkowi komu pojazd został powierzony do kierowania lub używania w oznaczonym czasie, w sprawach dotyczących przekroczenia dopuszczalnej prędkości, oznacza mandat wynoszący od 800 do nawet 8000 zł. Przy czym kwota nie może być niższa od dwukrotności grzywny przewidzianej za uwiecznione na zdjęciu przekroczenie prędkości.
Sposób na Ukraińca. Kierowca motocykla uniknie mandatu?
Nieuczciwi motocykliści z Polski znaleźli już bowiem sposób. Mowa o metodzie na Ukraińca. Donosi o tym redakcja serwisu Interia. Na czym to polega? Gdy właściciel dostaje list od ITD wzywający go do wskazania kierowcy, podaje przypadkowo wybrane dane... nieistniejącego Ukraińca.
Wtedy organy ścigania mają poważny problem. Nie istnieje bowiem system wymiany danych osobowych i informacji o kierowcach pomiędzy służbami państw należących do UE i np. Ukrainy, Białorusi czy Rosji. Nie będzie zatem możliwości weryfikacji tożsamości takiej osoby. Tym bardziej nie uda się jej odnaleźć (nawet gdyby jakimś cudem motocyklista trafił i taki Ukrainiec by istniał). A więc sprawa zostanie pewnie umorzona. Jak nie przez ITD, to przez sąd.
A gdy służby wykażą, że Ukrainiec nie istnieje...
Powyższy scenariusz stanowi wynik patrzenia na świat przez różowe okulary. Sytuacja nie musi się jednak skończyć tak dobrze. W sytuacji, w której ITD jakimś cudem wykaże polskiemu właścicielowi motocykla podanie fałszywych danych, będzie on podlegał odpowiedzialności z tytułu art. 233 par. 1 ustawy Kodeks karny. A ten mówi wyraźnie o tym, że "kto, składając zeznanie mające służyć za dowód w postępowaniu sądowym lub w innym postępowaniu prowadzonym na podstawie ustawy, zeznaje nieprawdę lub zataja prawdę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8". Czy zatem warto ryzykować potencjalną karą więzienia? Nie polecamy.