Jakiego? Chodzi oczywiście o słynną stłuczkę Maserati GranTurismo GT z autobusem na planie "Zakupu Kontrolowanego". Tę, w której zachodzący tył autokaru naderwał lewe drzwi sportowego GT, a rachunek za naprawę wyniósł prawie 50 tys. zł. Czy faktycznie jest do czego wracać?
Kornacki rozpoczyna nagranie od wyznania, że łatka dziennikarza od "urwanych drzwi w Maserati" przylgnęła do niego na dobre. Z wypowiedzi możemy wywnioskować, że pan Adam nie jest z tego powodu specjalnie zadowolony i chce raz na zawsze to wyjaśnić. A więc co tam się tak naprawdę stało?
Kornacki i Socha w "Zakupie Kontrolowanym"
Całe zajście wydarzyło się podczas nagrania odcinka "Zakupu Kontrolowanego" z udziałem Małgorzaty Sochy. Ekipa TVN Turbo starała się pomóc aktorce w wyborze nietuzinkowego pojazdu i jedną z propozycji było dwudrzwiowe włoskie auto z silnikiem V8. Kornacki relacjonuje, że Socha na planie prowadziła bardzo zachowawczo i postanowił pokazać jej, co owe Maserati potrafi. Żeby oddać koledze kierownicę, to aktorka zatrzymała superauto na ruchliwej ulicy blisko przystanku autobusowego. Szybka zmiana miejsc przebiegała gładko aż do momentu, w którym autokar zahaczył tyłem otwarte na oścież drzwi Maserati. Dosłownie sekundę wcześniej dziennikarz stwierdził, że wiatr "wyrywa drzwi z korzeniami". Wszystko nagrały kamery TVN Turbo, a publikacja stała się hitem internetu.
To była sytuacja losowa
Kornacki zapewnia, że to nie było wyreżyserowane. Dziennikarz przyznaje, że samochód nie powinien tam się znajdować, ale to samo dotyczy autokaru... Najlepiej o wszystkim opowie sam Adam Kornacki w swoim filmiku. Prawie 10-minutowe nagranie obejrzane zostało już ponad ćwierć miliona razy.
Dziennikarz przyznaje, że to on razem z TVN Turbo zdecydował o publikacji nagrania w internecie. Pierwotną intencją było, żeby klip wpłynął na popularność programu. Ale internet to nieprzewidywalny organizm i popularność owego zdarzenia przerosła oczekiwania telewizyjnego działu marketingu. W efekcie od lat prezenter kojarzony jest głównie z tym zdarzeniem. Jak sam przyznaje, opinia publiczna stale wytyka mu to zajście.