Jednak takich ofert, jakie można znaleźć w programie Prawa i Sprawiedliwości, jeszcze nie było. Partia rządząca po wygranych wyborach proponuje darmowe kursy na prawo jazdy, czyli takie kolejne dwa i pół lub trzy tys. plus.
Program Prawa i Sprawiedliwości liczy aż 302 strony. Wiele w nim górnolotnych sformułowań i nie mniej obietnic. Do tej pory jednak nie słyszałem o jednej z nich z ust żadnego polityka partii rządzącej. Nie zdziwiłbym się, jeśli wielu z nich nawet nie zna tej tajemnicy, bo potraktowano ją zaledwie jednym zdaniem. Mowa o darmowych kursach na prawo jazdy, które miałyby odbywać się w szkołach.
Na tę nietypową obietnicę natrafił redaktor Tomasz Budzik z serwisu Autokult. Najwyraźniej postanowił dokładnie przeanalizować ten opasły dokument. I chwała mu za to, bo do dziś nie wiedzielibyśmy, jak "hojny" jest PiS i jakie podejście ma do kierowców i bezpieczeństwa na drodze.
Edukacja dumy zamiast wstydu i darmowe kursy dla uczniów
W rozdziale traktującym o planach dotyczących systemu oświaty oprócz haseł w stylu zastępowania pedagogiki wstydu pedagogiką dumy czy też zmiany siatek godzinowej w szkole, co w konsekwencji w ciągu dwóch do czterech lat ma doprowadzić do ograniczenia "patologicznego zjawiska korepetycji", pojawił się też lakoniczny zapis o następującym brzmieniu:
(…) każdy osiemnastolatek będzie mógł odbyć w szkole bezpłatny kurs na prawo jazdy.
I koniec. Na jakich zasadach? Kto ma prowadzić takie kursy? Czy to oznacza przetargi dla szkół jazdy i walkę cenową? Czy mowa o kursie na kategorię B czy A? Takich technikaliów autorzy programu już niestety nie podali. Ważne, że młodzi ludzie w ten sposób zaoszczędzą od 2,2 do nawet 4 tys. złotych, bo tyle dziś trzeba zapłacić za kurs prawa jazdy kategorii B. Tym samym może uda się zaskarbić głos ich samych oraz ich rodziców, dla których kurs to poważne obciążenie dla budżetu.
Trudno nazwać ten pomysł jako coś innego niż kolejna dotacja z kategorii "x plus". Czy jednak jest ona nam potrzebna? A być może to obietnica z kategorii tych, której rządzący nawet nie zamierzają spełnić, bo jak do tej pory nie słyszałem, żeby którykolwiek poseł rządzącej koalicji chwaliły się nią w mediach. Tego teraz tu nie rozstrzygniemy.
Może warto najpierw zadbać o szkolenie kierowców?
Żeby była jasność. Sam jestem za przepływem środków z budżetu do społeczeństwa i nietraktowania państwa jak biznesu. Uważam też, że rozdawanie naszych pieniędzy - bo rząd swoich nie ma, nigdy nie miał i nie będzie mieć - powinno odbywać się rozsądnie i efektywnie. A tak jak słusznie zauważa redaktor Budzik, rozdawanie praw jazdy, byle jak, ale aby więcej, to najkrótsza droga do "produkcji" kierowców przygotowanych pod egzamin, ale nie do wyjechania na drogi. Czy i tak kulejący poziom szkolenia poprawi się, jeśli uczeń trafi do instruktora z przydziału? Oczywiście nie chcę wyrokować, że do szkół nie trafią dobrzy instruktorzy, ale jeśli warunkiem podpisania kontraktu z liceum bądź technikum będzie kryterium ceny, to czego możemy się spodziewać?
Pieniądze na darmowe kursy lepiej wydać na kursy doszkalające
W ten sposób PiS co prawda sprawiłoby, że bariera zdobycia prawa jazdy byłaby mniejsza, co jest dobrą wiadomością, ale czy na pewno nam dziś o to chodzi? Czy nie lepiej byłoby w końcu wprowadzić kursy doszkalające w pierwszym roku po zdobyciu prawa jazdy i np. je dofinansować?
Statystyki policyjne jasno pokazują, że w tej kwestii Polska ma duży problem. Młodzi kierowcy od lat powodują najwięcej wypadków i te statystyki nie poprawiają się, bo i nasz system edukacji kierowców nie przechodzi istotnych zmian. Do tej pory dobre pomysły, czyli możliwość szkolenia kierowców przez rodziców w ich własnych autach, leżą w szufladzie. W systemie edukacji nie ma za dużo miejsca poświęconego edukowaniu dzieci na temat zasad panujących na drogach i uczenia znaków oraz zasad. Może lepiej zacząć od podstaw, a potem np. skupić się na dofinansowaniu kursów, ale już np. dla dzieci z mniej zamożnych rodzin?
Podobne wiadomości