Wystarczy kilka wizualizacji i dobrze napisany wniosek o datację. Po roku o projekcie zapominają nawet jego twórcy. Albo piszą kolejny wniosek.
Jest jedna rzecz, która łączy nowe, polskie samochody. Żaden z nich nie wszedł i nigdy nie wejdzie do masowej lub choćby ograniczonej, ale rentownej produkcji. Część z nich to wizje komputerowych grafików, którzy naprawdę wierzą w swój sukces i chcą przywrócić Polsce własne auto. Inni grają jedynie na nostalgii, rozsiewając wizję globalnego, polskiego samochodu, opracowanego i produkowanego na naszej ziemi. Cel mają jednak zupełnie inny - rządowe dotacje i pieniądze inwestorów.
Polskiego prezydenta miała wozić Carozza. Dumą Polaków na świecie miała być Arrinera Hussarya. Kowalscy mieli podróżować nowymi Polonezami i Maluchami. Dla dzieci bogatych rodziców miała powstać Sirella Sport. Tymczasem w 2018 roku nowej Syrenie zaczęło przyglądać się CBA, bo odpowiedzialna za rozwój auta spółka miała problemy z udowodnieniem, że wywiązuje się z warunków programu grantowego. Nieco później twórcy innego projektu - Warszawy M20 GT - tłumaczyli się, że tak naprawdę z Fordem nie współpracują, choć na ich stronie internetowej wyraźnie można było znaleźć takie sugestie. Okazało się, że twórcy osadzili karoserię swojej produkcji na Fordzie Mustangu i konstrukcję tę nazwali nową Warszawą. Garażowa robota z domieszką PR-u. O reszcie projektów zapomnieli nawet ich twórcy - utonęły razem z dotacjami.
Granty to słowo-klucz w przypadku prób wskrzeszenia polskich samochodów. Programów dofinansowujących działalność jest mnóstwo. Zbawienną instytucją polskich wizjonerów jest NCBiR, czyli Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Pomysł od dotacji dzieli pięć kroków, które opisano na stronie instytucji:
Wygrywają ci, którzy potrafią pisać wnioski. Wystarczy odpowiednio nazwać to, co chce się robić i dobrać do tego właściwy program. Dotacja to gwarant wypłaty pensji np. przez rok. Po roku wybiera się nowy program, który pozwoli kontynuować prace (i wciąż zarabiać na projekcie). W pewnym momencie dociera się jednak do ściany - nie ma dotacji, która pozwoli postawić fabrykę i rozpocząć masową produkcję samochodów. Właśnie dlatego słuch o nowych polskich samochodach ginie.
Niektórzy idą o krok dalej, sięgając po pieniądze prywatnych inwestorów. Samochód dotowany z prywatnych pieniędzy dłużej utrzymuje się na powierzchni, ale ostateczny efekt jest taki sam - do produkcji na planowaną na początku przedsięwzięcia skalę nie dochodzi.
Dlaczego nie ma szans na w pełni polski samochód
Na internetowych forach da się wyczuć tęsknotę za polskimi autami i frustrację z powodu upadku FSO. Oliwy do ognia dolewa fakt, że rumuńska Dacia i czeska Skoda z powodzeniem produkują swoje auta do dziś. Ale nie same. Bez zachodniego kapitału i technologii obie marki już by nie istniały. Polska też nigdy nie wyprodukuje samochodu bez pomocy kolegów z Zachodu.
W porę zdała sobie z tego sprawę spółka ElectroMobility Poland, która ma stworzyć i produkować na masową skalę polski samochód elektryczny. To jedyny projekt z ostatnich lat, który ma choć cień szansy na powodzenie. Po pierwsze dlatego, że stoją za nim ogromne spółki i ogromne pieniądze (ElectroMobility Poland została powołana przez PGE, Energę, Eneę i Tauron). Po drugie dlatego, że ktoś w końcu poprosił o pomoc ludzi, którzy znają się na produkcji samochodów.
Tzw. integrator techniczny to taki podmiot, który przekłada plany na rzeczywistość. Taki ekspert, który wie, co zrobić, by biznes wypalił. Dla ElectroMobility Poland integratorem stała się niemiecka firma EDAG Engineering - globalny gracz z wieloletnim doświadczeniem w tzw. optymalizacji procesów produkcyjnych. Innymi słowy - Niemcy wiedzą, jak produkować auta i co trzeba zrobić, by do interesu nie dokładać. Tylko dlatego, że to oni zadbają o łańcuch dostaw, zbudują partnerstwa strategiczne, zorganizują budowę fabryki i sam proces produkcyjny, polskie auto elektryczne ma w ogóle szansę powstać.
Jaka będzie późniejsza struktura marki, której logo znajdzie się na masce tego samochodu? Na razie nie wiadomo, ale trzeba otwarcie przyznać jedno - polski samochód bez Niemców lub innego doświadczonego partnera nigdy by nie powstał. Warto o tym pamiętać, gdy w sieci pojawią się kolejne wizualizacje polskiego klasyka w nowoczesnym wydaniu.
Podobne wiadomości