Na szczęście, kolega Paweł Hoffman z Saaba pożyczył nam tę siedemnastkę i dokręciliśmy co trzeba. Od kibiców wzięliśmy dwie butelki wody mineralnej, nalaliśmy do chłodnicy i udało się pojechać – o Syrenie 104 i rywalizacji w Rajdzie Memoriale Janusza Kuliga i Mariana Bublewicza w Wieliczce opowiada Tomasz Curyło.
Pierwszym własnym samochodem kierowcy była właśnie Syrena. – Po zrobieniu prawa jazdy, kiedy już nie chciałem pożyczać auta od taty, kupiłem Syrenę 105. To było dawno, dawno temu... Sprzedałem ją w 1986 roku. Starty w Syrenie to także więc, w pewien sposób, powrót do moich lat młodości.
Syrena występowała w motorsporcie nie tylko w Polsce, ale też za granicą. – Ma w swoim dorobku start w Rajdzie Monte Carlo – mówi Tomasz. – Jest to więc, w pewnym sensie, auto sportowe, chociaż tak naprawdę technicznie się do tego nie nadaje (śmiech). Mimo tego jednak jest ciekawym samochodem.
JEDEN ZŁOŻONY Z DWÓCH
Egzemplarz, który kibice mieli okazję zobaczyć podczas pierwszej rundy HRSMP, został zbudowany z dwóch innych. – Nie chciałem kupować odrestaurowanej 104-ki w bardzo dobrym stanie. Pojawiały się takie oferty, ale szkoda mi było, mówiąc w dużym cudzysłowie, niszczyć samochód klasyczny przekształcając go na rajdówkę. Z tego względu kupiłem, de facto, dwa wraki. Z tych dwóch wraków, od listopada, zbudowaliśmy samochód rajdowy.
Kierowca podkreśla, że prace przy aucie trwały do piątku, podczas gdy już następnego dnia rozpoczynała się rywalizacja w wielickim Memoriale. – Ten rajd był nie tylko pierwszym startem, ale w ogóle pierwszą jazdą tej Syreny po remoncie. Dzień przed Memoriałem pokonałem za jej kierownicą jedynie 500 metrów koło garażu.
SIEDEMNASTKA
Załogę nietuzinkowej rajdówki, którą wraz z Tomaszem tworzy Marcin Borycki, od początku zmagań trapiły problemy techniczne. – Już start na pierwszym odcinku specjalnym był zagrożony – opowiada kierowca. – Popuściło się podłączenie węża do pompy wody. Nasz udział w wielickiej imprezie organizowany był w takim tempie, że nie było nawet czasu pozyskać zestawu narzędziowego. Jechaliśmy po prostu z jednym kołem zapasowym i koniec! Potrzebowaliśmy klucza siedemnastki. Pierwsza myśl: nawet nie wystartujemy do pierwszego odcinka. Na szczęście, kolega Paweł Hoffman z Saaba pożyczył nam tę siedemnastkę i dokręciliśmy co trzeba. Od kibiców wzięliśmy dwie butelki wody mineralnej, nalaliśmy do chłodnicy i udało się pojechać.
W dalszej części rywalizacji duetowi również przytrafiały się awarie. – Na Memoriale jechaliśmy z wielkimi przygodami. Coś nam odpadało w czasie jazdy, na pierwszym odcinku wyleciały jakieś nakrętki i podkładki spod deski rozdzielczej, gotowało nam wodę, zablokowało nam hamulec, drugi odcinek jechaliśmy na dwóch cylindrach. Duży repertuar różnych przygód. Cały czas jednak jechaliśmy do przodu!
PRAWIE SERYJNY SAMOCHÓD
– Syrena uzyskała homologację FIA w 1967 roku, w ówczesnej grupie pierwszej – tłumaczy zawodnik. – To był odpowiednik późniejszych samochodów grupy N, czyli aut seryjnych. Homologacja i załącznik J z tamtego okresu wskazują, że auto musi być dokładnie takie, jak wyjechało z fabryki. Także Syrena ma oryginalny trzycylindrowy silnik, oryginalny gaźnik. Homologacja zawiera również rozrysowane przekroje kanałów przelotowych, dolotowych w cylindrach, więc tego również nie można było zmienić.
Jednostka napędowa ma moc 40 KM, podobnie jak Maluch po modyfikacjach. – Tak jest, z tym że Maluch jest lżejszy – mówi Tomasz Curyło. – Nie wiem ile waży mój egzemplarz Syreny, bo nie było nawet czasu tego sprawdzić. Homologacyjna waga to 850 kg.
Prędkości, jakie pojazd uzyskuje na oesach, sięgają 120 km/h. – Mało hamujemy, głównie przed szykanami. Trzeba szanować prędkość i rozpęd samochodu. Nawet trójkowe zakręty staramy się pokonywać bez hamowania, odpowiednio używając gazu.
Syrena Tomasza, jak sam tłumaczy, jest tak naprawdę seryjnym samochodem. Modyfikacje są podyktowane jedynie regulaminem rajdowym. Zmiany obejmują montaż klatki bezpieczeństwa, współczesnych foteli kubełkowych, pasów szelkowych, a także wyłącznika prądu. Kierowca ma również do dyspozycji hydrauliczny ręczny. – Powiem szczerze, że jest to rzecz, która najlepiej działa w tym samochodzie. Tak ciasno beczek nigdy nie pokonywałem! – mówi z uśmiechem Tomasz. – Jeszcze nie do końca potrafię skoordynować obroty silnika i sprawić, żeby go nie przytłumiało. Czasami przytrzymam klamkę zbyt długo. Myślę jednak, że wymaga to tylko treningu.