Co stanie się z autami, które nie są zgodne z nowymi wymogami, które do tej pory nie zostaną sprzedane? W mediach pojawiły się spekulacje, że będą musiały trafić „na żyletki". Wyjaśniamy, jak jest naprawdę.
Na pierwszy rzut oka różnice między normami Euro 6d-Temp i Euro 6d nie wydają się wielkie. Dopuszczalny poziom emisji badanej na stanowiskach pomiarowych jest taki sam i wynosi w przypadku tlenków azotu (NOx) 80 mg/km dla diesli oraz 60 mg/km dla benzyniaków.
Tyle, że wyniki laboratoryjne to jedno, a emisja w realnych warunkach drogowych to drugie. I tu właśnie pojawiają sęi znaczące różnice. O ile wciąż jeszcze obowiązująca norma dopuszcza przekroczenie w testach drogowych dozwolonego poziomu emisji o współczynnik wynoszący 2,1, to już w przypadku normy Euro 6d (bez dopisku TEMP) dopuszczalny współczynnik przekroczenia normy to już tylko 1,43. Dla silników Diesla oznacza to spadek dopuszczalnego poziomu emisji tlenków azotu w testach drogowych ze 168 mg/km do 114 mg/km. To niemała różnica!
Norma niby ta sama, a problemy większe
W przypadku wielu modeli taka zmiana wymusza gruntowną przebudowę systemów oczyszczania spalin, albo wręcz wprowadzenie układów hybrydowych, a co za tym idzie – wzrost kosztów produkcji. Dlatego wiele firm przesadnie się nie śpieszyło z wprowadzaniem modeli dostosowanych do zaostrzonych wymogów – przeciętnemu nabywcy różnica między normami Euro 6d i Euro 6d TEMP nic przecież nie mówi, ale różnica w cenie – już tak! Tyle, że przez pandemię Covid 19 i związaną z nią zapaść sprzedaży aut wiele firm się prawdopodobnie w swoich kalkulacjach boleśnie przeliczyło.
Sprzedali mniej aut, niż planowali
Przez pierwsze pół roku 2020 roku spadek sprzedaży nowych aut na terenie Unii Europejskiej wyniósł niemal 40 proc.. To z kolei oznacza, że na stockach producentów i na placach dilerów zalegać może nawet 800 tys. aut, które od nowego roku nie będą spełniały obowiązujących norm emisji spalin. Twórcy przepisów przewidzieli oczywiście, że nie wszystkie auta z wcześniejszą normą da się w porę sprzedać i przewidzieli rozwiązanie tymczasowe – przez rok od zaostrzenia normy wolno będzie jeszcze sprzedawać i rejestrować auta wyprodukowane wcześniej i zgodne z wcześniejszymi wymaganiami. Tyle, że pod pewnym warunkiem: maksymalnie jedno na 10 sprzedawanych przez danego producenta aut może spełniać wymogi nieaktualnej już wtedy, tymczasowej normy Euro 6d Temp!
Promocje, auta „używane" choć nowe i bez przebiegu
Czy to oznacza, że tysiące aut, które nie „załapią się" na tymczasowe rozwiązanie trzeba będzie zezłomować? Z całą pewnością nie – koncerny motoryzacyjne i dilerzy mają na to swoje sposoby. Część aut niezgodnych z zaostrzoną normą zostanie zapewne sprzedana poza Unię Europejską – ale będzie to prawdopodobnie relatywnie niewielka liczba. Co z pozostałymi? Tu dobra wiadomość dla potencjalnych nabywców, którzy planują na przełom 2020 i 2021 roku zakup samochodu – można się spodziewać atrakcyjnych promocji na modele spełniające normę Euro 6d Temp, bo koncerny i dilerzy będą się starali wyprzedać je przed wejściem w życie obostrzeń.
A co z autami, których sprzedać w porę nie zdąrzą? Tu zła wiadomość dla dilerów – prawdopodobnie będą musieli zarejestrować te auta na siebie, żeby już po nowym roku sprzedawać je jako pojazdy formalnie z drugiej ręki, choć faktycznie nowe i bez przebiegu. Dla dotkniętych kryzysem firm może to być poważne obciążenie, bo wraz z rejestracją trzeba też opłacić ubezpieczenie, a samochód z wpisanym już pierwszym właścicielem w karcie pojazdu automatycznie traci na wartości.
Jest też i trzecia możliwość: być może lobbyści firm motoryzacyjnych wynegocjują kolejne przepisy przejściowe, żeby nie pogrążyć i tak już nadszarpniętej kryzysem branży.
Podobne wiadomości