Według relacji por. Terezy Neubaerovej, rzeczniczki policji w Jeseniku, w minioną środę ok. 16.00 kierowca samochodu ciężarowego zignorował znaki ostrzegające przed wjazdem na zamknięty odcinek krajowej trasy przez Przełęcz Czerwonohorską. Kierowca pojechał w dół, aż natrafił na brygadę remontową, która wylewała na nową drogę ostatnią warstwę asfaltu. Widząc, że dalej nie przejedzie, zaczął zawracać. Wtedy uderzył w barierkę, a potem w walec drogowy, który lekko uszkodził. Uszkodzeniu uległa też kabina tira oraz jeden z dwóch baków na paliwo w aucie. W końcu zawrócił i odjechał w stronę Jesenika, ale z przedziurawionego baku wyciekło mu całe paliwo.
Policja z Jesenika zatrzymała go dopiero ok. 10 kilometrów dalej, w Białej pod Pradziadem. Jak informuje rzecznik Neubarova, kierowca od razu został ukarany grzywną. Straty, które spowodował, są duże - 6 mln koron (ok. 900 tys. zł), bo ropa z baku zniszczyła świeżo wylany asfalt. Sporo pracy mieli też strażacy czescy, który musieli sprzątać ropę z nawierzchni i studzienek kanalizacyjnych, żeby nie dostała się do źródeł Białej Głuchołaskiej. Z tej rzeki zresztą piją wodę mieszkańcy Głuchołaz i Nysy.
Wyczyn kierowcy z Polski odnotowały czeskie media. Jak ustaliliśmy - tir należy do firmy transportowej z gminy Głogówek. Jej właściciel potwierdził nam, że kierowca zgłaszał mu zdarzenie, ale relacjonował je trochę inaczej. Nie powiedział, że zlekceważył znaki drogowe. Skarżył się natomiast, że ekipa drogowców obrzucała go kamieniami.
- Do mnie jeszcze nikt z Czech się nie zwracał - komentuje właściciel ciężarówki. - Myślałem, że skoro policja puściła kierowcę w dalszą drogę, to nic poważnego się nie stało. Pojazd może kontynuować jazdę na jednym baku paliwa.