Wszystko oczywiście zależy od importerów, ale zniesienie ceł na pewno znacznie obniży koszty importu.
Niektórzy nową umowę między Japonią a Unią Europejską nazywają „samochody za ser". To dlatego, że Europejczykom będzie łatwiej sprzedawać do Japonii żywność, z kolei producenci aut z Japonii będą mogli sprzedawać swoje samochody taniej, a zatem zyskają szansę na skuteczniejsze konkurowanie z europejskimi koncernami.
Podpisana właśnie umowa nie wchodzi w życie z dnia na dzień, bo zanim to nastąpi musi być jeszcze zaakceptowana przez Parlament Europejski oraz Radę Unii Europejskiej, w Japonii zaś musi na nią się zgodzić tamtejsze Zgromadzenie Narodowe. Politycy uważają jednak, że umowa o wolnym handlu wejdzie w życie już w 2019 roku, a zatem wszystkie procedury mają szansę zostać przeprowadzone bardzo szybko.
W tej chwili za auta importowane z Japonii producenci muszą płacić 10-procentowe cło, za części zamienne i podzespoły – 3-procentowe. Docelowo zaś cła na japońskie produkty branży motoryzacyjnej będą całkowicie zniesione. Oczywiście najwięcej na zmianie tej skorzystają najwięksi producenci samochodów, czyli przede wszystkim Toyota, Nissan, Honda, czy Suzuki. Z drugiej strony, każdy z nich ma już w Europie swoje fabryki, więc wiele modeli tych marek trafia na europejski rynek bez żadnych dodatkowych opłat.
Które samochody mogą stanieć?
Zniesienie ceł to jednak bardzo dobra wiadomość dla marek, które produkują tylko i wyłącznie w Japonii. Przykładowo, wszystkie modele sprzedawane w Polsce sprowadzają z Azji m.in. Subaru i Lexus. Z kolei Mitsuhishi importuje z Japonii swoje najważniejsze modele, czyli ASX-a, Outlandera, Eclipse Cross oraz Pajero. Z kolei Toyota, największy z japońskich producentów, sprowadza do Europy swoje najbardziej znane auta hybrydowe, czyli Priusa oraz Priusa Plus, ale także popularnego SUV-a RAV4 oraz bardziej niszowe modele, czyli terenowego Land Cruisera 150 oraz sportowy model GT86. Każdy z tych modeli może więc stanieć po zaakceptowaniu umowy o wolnym handlu.
Mogą to być sumy wynoszące około 10 procent w stosunku do obecnie obowiązujących cen. Przypomnijmy, że cło na auta, które docelowo zostanie całkowicie zniesione, to tylko jedna z wielu opłat, które ponoszą importerzy. Doliczane do ceny bazowej każdego importowanego samochodu są kolejno cło, akcyza (3,1 proc. lub 18,6 proc. dla z silnikami ponad 2-litrowymi) oraz 23 proc. VAT. Przykładowo zatem teraz za samochód o bazowej cenie 40 tys. zł ostatecznie zapłacimy prawie 56 tys. zł, natomiast po zniesieniu cła – niespełna 51 tys. zł. Gdy mowa o samochodach z dużymi silnikami, obłożonymi wyższą akcyzą, różnica ta będzie jeszcze większa.