'Bezwypadkowy', 'pierwszy właściciel', czyli jak nie dać się nabrać sprzedawcy

4 lata, 11 miesięcy temu - 9 grudnia 2019, moto.pl
'Bezwypadkowy', 'pierwszy właściciel', czyli jak nie dać się nabrać sprzedawcy
Chcesz kupić auto na rynku wtórnym? Wybraliśmy najczęstsze kłamstwa sprzedawców samochodów. Kiedy usłyszysz jeden z tych sloganów, miej się na baczności.

Przebieg? Prawie nowe auto!

Niestety, oszukany przebieg to prawdziwa plaga w Polsce!

Jest to zjawisko niesamowicie powszechne i możemy być pewni, że przebieg większości samochodów, jakie znajdziemy u sprzedawców, został w mniejszym lub większym stopniu podrasowany. Uważać trzeba przede wszystkim na sprowadzane zza granicy diesle. Na Zachodzie auta z silnikami wysokoprężnymi są mocno eksploatowane, mając za sobą flotową przeszłość.

Nie daj się oszukać!

Sposobem wykrycia licznikowego oszustwa są dokładne oględziny elementów wnętrza. Mocno wytarte elementy gumowe (np. na pedałach), zniszczona tapicerka siedzeń, wytarta gałka dźwigni zmiany biegów i kierownica, zapadnięte siedziska foteli, "zeszlifowane" elementy z tworzyw sztucznych w okolicach progów czy poszarpane wykładziny podłogowe świadczą o wyjątkowo długiej eksploatacji. Auto z takimi śladami ma przejechane dużo więcej niż kilkadziesiąt tysięcy kilometrów. Zawodowi handlarze zazwyczaj wymieniają drobne elementy, by uwiarygodnić przebieg auta (zwłaszcza nakładki na pedały i nakładki progowe). Widok takich nowych detali w kilkuletnim pojeździe powinien wzbudzić podejrzenia.

Oczywiście warto też podjechać do autoryzowanego dealera albo profesjonalnego mechanika. Nie zapominamy też o korzystaniu z baz internetowych np. Autocheck.

Ile auto powinno mieć przebiegu?

Przeglądając ogłoszenia możemy kierować się prostą zasadą, i łatwo oszacować przebieg, jaki auto powinno mieć. Jeżeli podawana przez sprzedawcę wartość jest dużo niższa, musimy liczyć się z tym, że auto zostało odmłodzone. Rocznie samochody pokonują średnio:

  • Małe - około 10 tysięcy kilometrów
  • Większe - 15-20 tysięcy kilometrów
  • Służbowe (najczęściej z silnikami Diesla) - nawet 50-100 tysięcy kilometrów

Auto z prawdziwie niskim przebiegiem łatwiej kupić od prywatnego sprzedawcy niż profesjonalisty. Musimy się jednak liczyć z wyższym wydatkiem w porównaniu z okazjami z wielu internetowych ogłoszeń. Z drugiej strony, nie będziemy musieli drżeć później o stan naszego nowego auta i bać się wizyty u mechanika.

Bezwypadkowy

Tutaj w grę wchodzi nasze bezpieczeństwo i musimy podejść do zapewnień sprzedającego z należytą rezerwą. W ogłoszeniach przytłaczająca większość samochodów jest bezwypadkowa, ale, kiedy przyjrzymy się im bliżej, to okazuje się, że auto miało za sobą jakąś wypadkową przeszłość. Często to drobne stłuczki, ale na rynku wtórnym trafiają się ładnie opakowane auta, które nadają się tylko na złom. Dlatego nigdy nie ufamy sprzedawcy na słowo i upewniamy się, czy interesujący nas samochód nie jest pułapką na kołach. Możemy to zrobić sami, ale my radzimy poprosić o pomoc specjalistę. Bezpieczeństwo na drodze jest najważniejsze.

Szczególnie bacznie pod kątem wypadkowej przeszłości powinniśmy przyglądać się samochodom z importu, np. z Belgii. Handlarze wiedzą, że naprawa auta za granicą jest droga, dlatego polują na "bite" egzemplarze po okazjonalnych cenach. Mocno uszkodzone auta trafiają do polskich warsztatów, a - jak wiadomo - dla rodzimych mechaników i lakierników nie ma rzeczy niemożliwych.

Przy kupnie używanego auta zwracamy uwagę na m.in.:

  • Ślady rdzy na nadwoziu.
  • Ślady szpachli (pęknięcia, przebarwienia, wybrzuszenia).
  • Podejrzane różnice w odcieniach lakierów.
  • Świeży czarny podkład antykorozyjny w przypadku starszego auta.
  • Brakujące plastikowe osłony np. pod maską.
  • Nierówne mocowanie lamp i reflektorów.
  • Ściąganie przy hamowaniu, przyspieszaniu, podczas jazdy ze stałą prędkością.
  • Stuki przy skręcaniu, dodawaniu gazu, na nierównościach.
  • Nierównomierne zużycie ogumienia.

Rozrząd? Oczywiście, że wymieniony

To jedno z ulubionych zapewnień sprzedawców samochodów. Wymiana rozrządu bywa kosztowna, dlatego handlarze chcą przekonać klientów, że nie będą musieli się z nią zmierzyć. Niestety, bardzo często to zwykłe kłamstwo, a sprzedawca ogranicza się tylko do przetarcia obudowy rozrządu. Warto poprosić o fakturę takiej wymiany. Jeśli handlarz zapewnia nas o wymianie np. paska rozrządu, sprawdźmy, czy w danym samochodzie na pewno pasek jest wykorzystywany... Czasem zdarza się, że w ogłoszeniu jest mowa o pasku, a w silniku pracuje łańcuch.

Do "wymiany paska rozrządu" podchodzimy z dużą rezerwą i jeżeli sami nie jesteśmy w stanie tego ocenić, to lepiej zdać się na ocenę specjalisty. Sprzedawca to ostatnia osoba, której wierzymy.

Do lekkich poprawek blacharskich

Poprawki blacharskie to temat bardzo szeroki. Oczywiście może się zdarzyć, że chodzi tylko o drobną stłuczkę, rysę albo lekko wgięty zderzak, ale w większości przypadków "lekkie poprawki blacharskie" to sprytny sposób na powiedzenie, że powinniśmy się szykować na grube wydatki u blacharza. Możemy być prawie pewni, że jeżeli wymagane w samochodzie poprawki naprawdę byłyby tak "lekkie i drobne", to sprzedawca sam podjąłby się naprawy. W końcu mógłby wtedy wystawić auto na sprzedaż po wyższej cenie.

Dlatego, kiedy natrafimy na wzmiankę o poprawkach blacharskich, od razu powinniśmy poprosić sprzedawcę o wysłanie nam zdjęć elementów wymagających naprawy. Najlepiej w wysokiej rozdzielczości i w dobrym oświetleniu. Oglądając auto na żywo także dokładnie je badamy. Warto przyjrzeć się przednim i tylnym kielichom amortyzatorów, podłodze bagażnika, progom i podszybiu. Dobrym pomysłem jest też wizyta w zakładzie blacharskim w celu wyceny. Unikniemy wtedy przykrej niespodzianki.

Tylko czeka na rejestrację

"Gotowy do rejestracji" ma zachęcić kupującego i w jego oczach wyglądać na "już nic nie trzeba dopłacać". Jednak często okazuje się, że sprzedający nie dokonał wszystkich wymaganych opłat, a tylko część z nich, i na klienta czeka mina w wysokości kilkuset złotych. Trzeba więc uważać na wszelkiego rodzaju niedopowiedzenia. Musimy zadać sprzedawcy konkretne pytania i domagać się równie konkretnych odpowiedzi.

Pierwszy właściciel

"Pierwszy właściciel" to także wielkie pole do nieścisłości i niedomówień. Każdy chciałby kupić samochód bezpośrednio od pierwszego właściciela. Zakładamy przecież, że człowiek, który ma auto od nowości, dba o nie i utrzymuje w jak najlepszym stanie. Dlatego handlarze bardzo lubią odrobinę nagiąć rzeczywistość i wpisać do ogłoszenia frazę "pierwszy właściciel". Tutaj także doradzamy ostrożność i wybadanie sprzedawcy. Może się okazać, że pierwszy właściciel rzeczywiście oznacza pierwszego właściciela, ale... na terenie Polski, a o przeszłości auta na zachód od Odry zapominamy!

Jeździła tylko kobieta

Takie stwierdzenie ma nas przekonać, że samochód znajdował się w dobrych rękach i nie był nadmiernie eksploatowany. Obowiązujące na rynku wtórnym stereotypy mówią przecież, że kobiety obchodzą się z samochodami znacznie delikatniej, jeżdżą mniej i utrzymują auta w lepszy niż mężczyźni stanie.

My polecamy podobne temu zapewnienia po prostu zignorować. Nie oszukujmy się, większość takich historii jest po prostu wyssana z palca. Nie dajmy się więc nabrać na opowieści handlarzy, bo jeżeli auto jest zadbane, to widać to po nim na pierwszy rzut oka, a płeć poprzedniego właściciela na pewno nie ma tu żadnego znaczenia. Między bajki wkładajmy też zapewniania o właścicielu-emerycie albo jeżdżeniu tylko w weekendy i do kościoła.

Drugiego takiego w Polsce nie ma!

Z takim argumentem może spotkać się każdy, kto interesuje się zabytkowymi samochodami. Handlarze uwielbiają podkreślać, że oferowany przez nich klasyk to jedyny egzemplarz w Polsce, albo że nad Wisłą znajdziemy tylko kilka takich samochodów. Nic dziwnego, że takie słowa padają - w końcu to świetna okazja do wywindowania ceny. Jednak powinna nam się zapalić ostrzegawcza lampka.

Warto przed przystąpieniem do negocjacji popytać na forach miłośników danego klasyka, a także przejrzeć różne portale ogłoszeniowe i pogrzebać w archiwalnych aukcjach. Może się okazać, że auto, którym się interesujemy, wcale nie jest jedno jedyne, a w Polsce już kilka takich jeździ. Z tą wiedzą wytrącimy sprzedawcy bardzo poważny argument i momentalnie zbijemy cenę.

Support Ukraine