Ładowałem elektryka za darmo na Park & Ride. Zapłaciłem 100 zł. "To sposób na cwaniaków"

3 lata, 4 miesiące temu - 24 marca 2021, moto.pl
Ładowałem elektryka za darmo na Park & Ride. Zapłaciłem 100 zł. "To sposób na cwaniaków"
Na warszawskich parkingach Park & Ride są ładowarki do samochodów elektrycznych. Korzystanie z nich jest bezpłatne. Jednak przy wyjeździe z parkingu może czekać was zdziwienie. Już po 20 minutach za bilet trzeba zapłacić 100 złotych. Chyba że macie inny bilet.

Przede wszystkich nie chciałbym wyjść na cwaniaka. Ładowałem samochód elektryczny na należącym do miasta stanowisku w parkingu Park & Ride, ponieważ na warszawskim Ursynowie-Stokłosy to jedyna dostępna ładowarka. Największe osiedle w stolicy europejskiego kraju. Sypialnia Warszawy zaopatrzona w centra handlowe i usługowe, biurowce i... zero stanowisk ładowania dla aut elektrycznych w części Ursynów-Stokłosy.

Najbliższa jest przy hali widowiskowo-sportowej Arena Ursynów w okolicach Imielina. To ponad dwa kilometry od mieszkania moich rodziców oraz ulubionego supermarketu. Dlatego zdecydowałem się zostawić samochód elektryczny podłączony do ładowarki na Park & Ride.

Parking miejski na Stokłosach jest zaopatrzony w dwa takie stanowiska, każde o mocy 22 kW. Chciałem naładować samochód, niekoniecznie za darmo, tylko w ogóle. Tym bardziej, że na stanowisku ładowania widnieje symbol bezprzewodowej komunikacji, który sugeruje, że obsługuje jakieś karty, ale ta funkcja chyba nie działa.

Nie przeczytałem przed wjazdem regulaminu napisanego drobnym maczkiem i powieszonego na ścianie parkingu. To ważne, bo takie było pierwsze pytanie ochroniarza, kiedy spytałem, dlaczego mój bilet kosztuje 100 zł. Taka cena jest naliczana po postoju trwającym dłużej niż 20 minut. Teraz już wiem dlaczego. Żeby uniknąć amatorów regularnego darmowego parkowania i permanentnego zajmowania jedynych ładowarek w okolicy.

Z jednej strony to zrozumiałe. Parkingi Park & Ride mają służyć tym, którzy rezygnują z dalszej podróży samochodem na rzecz komunikacji miejskiej i tacy użytkownicy powinni być traktowani przez miasto priorytetowo.

Z drugiej, w weekendy i noce parking jest zupełnie pusty. Nie wiem jak w dni powszednie wygląda stan parkingu oraz zajętość ładowarek. Jeśli są czasem wolne, można by udostępnić możliwość ładowania samochodów innym kierowcom. Nawet tym, którzy nie korzystają z komunikacji miejskiej.

Tak naprawdę każdy może naładować akumulator na Park & Ride, ale zawsze wiąże się to z jakąś opłatą za wjazd na parking. Myślę, że dałoby się udostępnić ładowarki w prostszy i bardziej elegancki sposób. Na przykład w ramach promocji elektromobilności, która nawet w niektórych dzielnicach stolicy dopiero raczkuje.

Nawet przeczytanie dziewięciu paragrafów regulaminu niewiele daje. Jest dostępny nie tylko na ścianie, ale i w internecie na stronie Warszawskiego Transportu Publicznego. Powinienem go tam przestudiować przed wyjazdem, bo żeby zrozumieć o co chodzi, trzeba na to poświęcić mnóstwo czasu i zrobić to bardzo uważnie.

W jednym z punktów napisano, że ładowanie jest bezpłatne. W innym, że postój dłuższy niż 20 minut i w określonych godzinach wiąże się z opłatą 100 zł. Kiedy się zestawi te dwa fakty, sprawa wydaje się oczywista. Ale tak nie jest. W niektórych sytuacjach można być zwolnionym z opłaty za korzystanie z parkingu.

Ładowanie w Park & Ride kosztuje 100 zł albo 15 zł. To zależy od ciebie

Poza tym w regulaminie stoi, że można wystąpić do zarządcy parkingu o kartę Eko dla pojazdu elektrycznego, która pozwala na postój pojazdu elektrycznego nawet w zakazanych godzinach. Pewnie taką kartę miał właściciel ładowanej obok mnie Tesli Model S.

Ja miałem pecha, bo nie wystąpiłem o kartę przed przyjazdem do rodziców. Pech kosztował 100 zł. A właściwie kosztowałby, gdyby nie pewien fakt, którego również nie zauważyłem w regulaminie Park & Ride.

Z opłaty są zwolnieni posiadacze skasowanego biletu komunikacji miejskiej. Ale nie każdego tylko: krótkookresowego lub długookresowego uprawniającego do przejazdu strefą 1 lub/i 2. Najtańszy taki bilet kosztuje 15 złotych. Będąc jego posiadaczem jest się zwolnionym z opłaty 100 zł. Wystarczy najpierw przeciągnąć przez kasę bilet komunikacji, a potem kartę parkingową (lepiej jej nie zgubcie, bo to kosztuje 200 zł).

O sprytnej, choć oficjalnej możliwości "opłaty biletem" dowiedziałem się od ochrony parkingu, której przedstawiciel mimo początkowej opryskliwości - "przed wjazdem na parking czyta się regulamin" - okazał się bardzo pomocny i udzielił powyższej porady. Dzięki niej koszt ładowania auta na prąd na jedynym stanowisku w okolicy może wynieść 15 zł zamiast 100 zł niezależnie od czasu i ilości zużytego prądu.

Zgadnijcie, co zrobiłem natychmiast po zakończeniu rozmowy? Napiszę tylko, że wiązało się z krótkim spacerem do okolicznej stacji metra, bo lubię ruch i jestem z natury oszczędny. W międzyczasie samochodowy akumulator naładował się od 57 proc. do 81 proc., co oznacza ponad 19 kWh energii elektrycznej.

Jaki uniwersalny wniosek można wyciągnąć z mojej przygody? Jeśli chcesz naładować samochód na Ursynowie, ale nie jeździsz w międzyczasie komunikacją miejską, musisz być naprawdę rozrzutny albo wysportowany.

Support Ukraine