Zmienia się władza, ale odrealnione pomysły pozostają takie same. W rządowym planie rozwoju elektromobilności w Polsce "Energia do przyszłości", który przyjęto w marcu 2017 roku, zapisano, że w latach 2021-2025 liczba samochodów elektrycznych zarejestrowanych w Polsce osiągnie poziom 1 mln. Już wtedy było wiadome, że jest to po prostu nieosiągalne. Zresztą rzeczywistość podsumowała te plany. Pod koniec stycznia tego roku liczba elektryków w Polsce wyniosła... 53 341 sztuk (wg. Licznika Elektromobilności Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego i Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych). Mimo iż każdy rozsądny człowiek doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to rynek i klienci rozdają karty w sprawie popytu na poszczególne dobra, kolejny już rząd idzie w zaparte w sprawie elektromobilności.
1,5 mln elektryków do 2030 roku. Rząd Tuska jeszcze ambitniejszy niż ekipa Szydło i Morawieckiego
Okazuje się, że nowa władza chce prześcignąć poprzedni rząd w sprawie liczby elektryków na naszych drogach. Na stronie Rządowego Centrum Legislacji pojawił się projekt nowelizacji ustawy o biokomponentach i biopaliwach ciekłych oraz innych ustaw. Jak można wyczytać z dokumentu, ministerstwo klimatu i środowiska w swoich prognozach umieszczonych w ocenie skutków regulacji (OSR) przewiduje, że do 2030 roku w Polsce będzie poruszało się blisko 1,504 mln. elektryków. Co ciekawe, do końca tego roku liczba aut bateryjnych ma wzrosnąć ponad dwukrotnie, do poziomu 127,9 tys. sztuk.
Rząd jest nadzwyczaj optymistyczny. Prognozy na najbliższe lata są wręcz spektakularne. W 2025 roku liczba elektryków będzie wynosiła już 194,1 tys., a w 2026 roku aż 293,4 tys. W 2027 roku będzie ich 442,3 tys. w 2028 r. - 665,8 tys.; a w 2029 r. liczba aut elektrycznych w końcu osiągnie upragniony od lat poziom ponad 1 mln. sztuk.
Półtora miliona aut elektrycznych do 2030 roku. Rządowe plany są nierealne
Oczywiście tak jak w przypadku poprzednich rządowych zapowiedzi, tak i te wydają się oderwane od rzeczywistości. Po pierwsze ceny aut elektrycznych nadal są dużym wyzwaniem. Już teraz mało kogo stać na zakup nowego pojazdu. Co więcej, koszty życia w stosunku do płac wzrastają nieporównywalnie szybciej, więc trudno spoglądać w przyszłość z optymizmem. Władza co prawda obiecuje wprowadzić kolejny program dopłat, ale i to nie wydaje się dostateczną zachętą dla polskich klientów. Zwłaszcza że dealerzy odpowiednio zareagują na program dotacji, podwyższając ceny. Aktualnie jedyną szansą na przystępne cenowo elektryki są te wyprodukowane w Chinach. Niestety, są one zagrożeniem dla europejskiego przemysłu, a także politycznego porządku. Jest to jednak temat na osobny artykuł.
Poza tym, użytkowanie pojazdu elektrycznego ma sens jedynie wtedy, gdy jest on wykorzystywany w mieście, a jego właściciel ma własny dom (a najlepiej jeśli jest on wyposażony w instalację fotowoltaiczną). W innym przypadku posiadanie elektryka staje się bardzo niepraktyczne i wiąże z wieloma niedogodnościami. Zwłaszcza że sieć ładowarek jest niewystarczająco rozwinięta. Jej rozbudowa jest też kolejnym znaczącym wyzwaniem, przed którym stoi rząd. Od elektryków odstraszają także wysokie ceny napraw i duża utrata wartości. Wydaje się więc, że takie pojazdy w najbliższym czasie nie podbiją serc Polaków i nadal będą stanowiły jedynie uzupełnienie oferty producentów, a nie jej trzon.
Podobne wiadomości