Zdobędzie rynek? Najpierw muszą powstać stacje tankowania wodorem.
Nowa Toyota Mirai została skonstruowana na modułowej platformie koncernu - TNGA. Baza jest tak uniwersalna, że dłuższa tylnonapędowa wersja TNGA-L mogła posłużyć nawet do stworzenia auta z tak innowacyjnym napędem. Dlatego Toyota Mirai drugiej generacji w przeciwieństwie do poprzedniczki ma napęd na tylne koła. Przy tylnej osi znalazł się także silnik.
Dzięki temu, że ogniwa paliwowe są coraz mniejsze, ich stos udało się zmieścić pod przednią pokrywą w tak zwanej komorze silnika. W Miraiu go tam nie ma. Oprócz źródła prądu zmieszczono za to jeszcze konwerter FCPC (Fuel Cell Power Converter). Razem z innymi elementami zestawu ogniw paliwowych zmieścił się w jednej obudowie.
Trzy wykonane z kompozytów bezpieczne zbiorniki z wodorem zostały zabudowane w podwoziu formie litery T. Główny zajął miejsce nieistniejącego wału napędowego, a niezbędny akumulator litowo-jonowy umieszczono za oparciem tylnej kanapy, w miejscu które nie ogranicza pojemności bagażnika.
Toyota Mirai II ma zapewnić dobre osiągi - prędkość maksymalną i zasięg
Silnik elektryczny Toyoty Mirai II rozwija maksymalną moc 182 KM, co pozwala uzyskać przyzwoite osiągi: prędkość maksymalną 175 km/h i przyspieszenie od 0 do 100 km/h w 9,2 sekundy. Dzięki wyższej mocy, obniżonej masie własnej, poprawionej wydajności i większej objętości zbiorników (5,6 kg wodoru, o 1 kg więcej niż poprzednio) zasięg ma wynosić do 650 km. Jazda nowym Miraiem ma być nie tylko efektywna, ale i przyjemna.
Dzięki przeniesieniu napędu na tylną oś, idealnemu rozkładowi mas (50:50 proc.), niezależnemu zawieszeniu wszystkich kół i nisko umieszczonemu środkowi ciężkości, ponoć nowa Toyota Mirai zapewni prawdziwą frajdę z prowadzenia. Rozłożenie elementów napędu w całym podwoziu ma też dodatkową zaletę: kabina jest bardzo przestronna. Toyota obiecuje, że w środku będzie mogło podróżować komfortowo nawet pięć osób.
Poprzedni Mirai był małoseryjnym, wręcz eksperymentalnym samochodem badającym możliwości technologii. W przypadku nowego modelu Toyota chce zwiększyć skalę produkcji dziesięciokrotnie. Wodorowy Mirai II wciąż pozostanie niszowym autem, ale jego ambicje wzrosły i żeby zachęcić klientów potrzeba coś więcej, niż tylko kosmiczne technologie. Między innymi dlatego zadbano o znacznie nowocześniejsze i bardziej przyjazne dla użytkowników wnętrze. Jego centrum stanowi panoramiczny ekran o przekątnej 12,3 cala, a cały zestaw wskaźników zdaje się otaczać kierowcę.
Sukces napędów wodorowych może zapewnić tylko kompletny i działający ekosystem. Jego częścią jest technologia, a z kolei jej elementem - gotowy produkt. Między innymi Mirai II, ale nie tylko. Im szersza będzie oferta rynkowa, tym większa szansa na rozwój infrastruktury. Na razie jest w powijakach, ale są kraje, w których liczba stacji dynamicznie rośnie. Trzeba wykorzystać potencjał napędu wodorowego we wszelkich rodzajach transportu, nie tylko w samochodach osobowych. Wzrost popytu na takie paliwo przyspieszy naturalną rozbudowę niezbędnej infrastruktury.
- zdradził Moto.pl Vincent Dewaersegger z europejskiego działu Public Relations Toyoty
Obniżanie kosztów i rozwój technologii również ma olbrzymie znaczenie. Toyocie udaje się konsekwentnie realizować jedno i drugie, a to dopiero początek. Już pracujemy nad napędem wodorowym kolejnej generacji i chcemy jak najszybciej uzyskać cenę porównywalną z innymi rodzajami motoryzacyjnych napędów. Osiągnięcie tego celu zajmie jakiś czas, ale mamy zamiar to zrobić.
- uzupełnił przedstawiciel Toyota Europe
Toyota Mirai II. Koncern ulepsza rozwiązania tak samo jak kiedyś w hybrydach
Jednak to technologia wciąż gra pierwsze skrzypce. Do konstrukcji samochodu zasilanego wodorem japoński producent podchodzi podobnie jak do modeli hybrydowych. Optymalizuje wszystkie podzespoły osiągając dzięki temu większą wydajność całego systemu. Postęp nie ominął żadnego komponentu nowego Miraia.
Akumulator dzięki litowo-jonowej technologii jest mniejszy i lżejszy. Ogniwa paliwowe skonstruowano przy użyciu stałego polimeru. Są wydajniejsze, więc w stosie może być ich mniej - 330 zamiast 370 sztuk. Mimo to jego moc zauważalnie wzrosła - ze 156 KM do 174 KM. Poza tym uzyskuje ją sprawniej, zwłaszcza przy niskich niskich temperaturach zewnętrznych szybciej się rozgrzewa.
Cały układ napędowy ma masę niższą o połowę niż poprzednio, mimo że jego moc wzrosła o 12 proc. To dzięki temu, że wszystkie elementy są lżejsze, mniejsze i bardziej wydajne. Masa własna całego pojazdu to 1,9 tony, co przy długości niemal pięciu metrów można uznać za akceptowalną wartość, niezależnie od rodzaju napędu.
Toyota Mirai II czyści powietrze
Producent chwali się, że nowy Mirai nie tylko nie emituje żadnych szkodliwych substancji (jedyny produktem ubocznym reakcji chemicznej zachodzącej w ogniwach jest woda), ale wręcz oczyszcza powietrze. To zgrabna figura retoryczna, ale nie tylko. Katalityczne filtry powietrza doprowadzanego do ogniw oczyszczają je przed przystąpieniem do procesu przemiany w energię elektryczną. Zastosowane rozwiązanie wychwytuje do 100 proc. zanieczyszczeń o średnicy od 0 do 2,5 mikrona, w tym wyjątkowo szkodliwych cząstek stałych PM 2.5. Przy okazji pozbywa się z niego też dwutlenku siarki tlenków azotu.
Obiecany wzrost sprzedaży o rząd wielkości brzmi imponująco, ale nie ma się co oszukiwać: Mirai wciąż będzie rzadkim widokiem na drogach. Poprzedni model zostały wyprodukowany w liczbie około 10 tys. egzemplarzy. Aby osiągnąć liczbę 100 tys. cena nowego modelu musi być niższa. Podobno różnica wyniesie 20 proc. chociaż nie za bardzo wiadomo jaka to będzie kwota. Z dwóch powodów: po pierwsze takie samochody są zwykle użytkowane w wynajmie długoterminowym, a po drugie zależy do rynku, na którym jest oferowany ten model.
Mirai najpierw trafi na macierzysty japoński rynek, potem do Ameryki Północnej, ale później pojawi się również w Europie. Po raz pierwszy będzie dostępny nawet w Polsce. Na razie jednak musimy poczekać na pierwszą stację tankowania wodoru. Ma powstać w Warszawie w 2021 roku. Taką obietnicę złożyła spółka PGNiG.
Bez choćby szczątkowej infrastruktury oferowanie samochodów zasilanych ogniwami paliwowymi nie ma sensu. Rozwijanie tak niszowej technologii w tej chwili wydaje się sztuką dla sztuki, ale Toyota - największy koncern motoryzacyjny na świecie - lubi eksperymentować. Podobnie było z samochodami hybrydowymi. Później okazało się, że to całkiem opłacalna inwestycja. Kiedyś historia może się powtórzyć z samochodami "wodorowymi", ale na wzrost popularności takiego rozwiązania przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Kluczowy jest rozwój infrastruktury, czyli stacji paliwowych. To on pozwoli zwiększyć liczbę samochodów wyposażonych w ogniwa paliwowe na rynku. Drugim istotnym aspektem jest cena samego ogniwa. Jej obniżenie pozwoli na zastosowanie w kolejnych modelach samochodów i stworzenie całej linii produktów.
- powiedział Moto.pl Ryo Shimizu, Zastępca Głównego Konstruktora Toyoty Mirai II
Aby to uzyskać, trzeba stosować dwie metody jednocześnie: rozwój techniczny, a zwłaszcza przełomowe rozwiązania oraz zwiększanie skali i stopniowe wprowadzanie takich napędów do masowej produkcji. Jednak to rozwój infrastruktury musi być pierwszy. On sprawi, że zmiany nabiorą tempa. Bez niego klienci nie chcą i nie mogą używać tego rodzaju samochodów. Rosnąca liczba stacji zaktywizuje rynek, a to doprowadzi do zwiększenia skali produkcji i obniżenia kosztu jednostkowego
- dodał inżynier koncernu Toyota
Podobne wiadomości