Zmiany przepisów, jak to zwykle bywa, skłaniają klientów do zakupów. Istnieje bowiem spore prawdopodobieństwo, że ceny aut wzrosną.
Choć wakacje zwykle nie sprzyjają sprzedaży aut, to ten rok jest inny. Po rekordowym lipcu, w którym odnotowano wzrost popytu na samochody o jedną czwartą, zanosi się na równie spektakularny wynik w sierpniu. Producenci samochodów zachęcają zresztą do zakupów: po pierwsze straszą podwyżkami cen aut we wrześniu, po drugie postanowili już teraz wprowadzić oferty wyprzedażowe z rabatami sięgającymi kilkudziesięciu tysięcy złotych w przypadku najdroższych modeli. Nie trzeba więc czekać na koniec roku, by kupić wybrany model taniej niż zwykle.
Według firmy Samar, od kilkunastu lat analizującej polski rynek motoryzacyjny, w sierpniu sprzedaż aut może osiągnąć 50 tys. sztuk, podczas gdy w lipcu wyniosła 46 287 sztuk i była rekordowa. Tylko do końca lipca zarejestrowano już w Polsce niemal 320 tys. samochodów, czyli o ponad 12 proc. więcej niż rok wcześniej. A wtedy też odnotowaliśmy dobry wynik. Wojciech Drzewiecki, właściciel firmy Samar, twierdzi jednak, że te wakacyjne wzrosty odbiją się na sprzedaży w kolejnych miesiącach, a zwłaszcza we wrześniu i październiku.
Co jest jednak powodem nietypowo dużego popytu podczas wakacji? Po pierwsze to nowa norma emisji spalin Euro 6.2, która wkrótce wejdzie w życie. Producenci chcą zatem pozbyć się jak najszybciej wszystkich samochodów, które jej jeszcze nie spełniają. Niektórzy dealerzy przekonują nawet, że koniecznie trzeba się pospieszyć, by zdążyć przed jej wprowadzeniem. Informują, że ceny samochodów wzrosną, a wiele cenionych wersji silnikowych może zniknąć z rynku (np. Ople Astra z silnikiem zasilanym LPG oraz auta z wolnossącymi „benzyniakami" 1.4 i 1.6).
Sprzedawcy samochodów przestrzegają również, że bardziej skomplikowane silniki benzynowe z filtrem cząstek stałych (GPF) mogą być droższe w eksploatacji i sprawiać więcej kłopotów. Zważywszy na polską praktykę wycinania filtrów DPF z samochodów z dieslami, akurat to ostrzeżenie może trafić na podatny grunt, choć tak naprawdę nie wiadomo jeszcze, jak będzie w rzeczywistości. Aut benzynowych z GPF jest tak mało, że trudno mówić o jakichkolwiek masowych zjawiskach dotyczących nowych urządzeń.
Druga kwestia to nowy sposób testowania spalania i emisji spalin. Może się okazać, że niektórzy producenci nie zdążą z przeprowadzeniem pomiarów zgodnych z metodą WLTP wszystkich swoich modeli. Wówczas na jakiś czas z cenników znikną te samochody. Dotyczy to zarówno wersji silnikowych, jak i wyposażeniowych. Może się zdarzyć, że jakiś model z napędem 4x4 i automatem nie będzie dostępny, a to samo auto z napędem na przód i ręczną skrzynią będzie można kupić. WLTP może też mieć wpływ na wzrost cen aut, bo procedura ta jest po prostu bardziej skomplikowana i droższa.
Problemem będzie też dostępność wielu wersji we wrześniu. Niektórzy producenci, szczególni ci z bardzo dużą liczbą modeli i wersji, mają problem, by zdążyć z testami przed 1 września.